English

Andrzej Stasiuk



Andrzej Stasiuk Andrzej Stasiuk urodził się i wychował w Warszawie. Nie ukończył średniej szkoły i spędził półtora roku w więzieniu za odmowę odbycia zasadniczej służby wojskowej. Obecnie mieszka w małym przysiółku w Beskiedzie Niskim, gdzie hoduje stado kóz i lam, a w wolnych chwilach zajmuje się prowadzeniem, wraz z żoną Moniką, własnego wydawnictwa o nazwie CZARNE.
Jego pierwszy tom krótkich opowiadań opartych na dowiadczeniu więziennym, zatytułowany MURY HEBRONU, wydany został w 1992 roku. W 1993 roku CZAS KULTURY opublikował opowiadanie pod tytułem BIAŁY KRUK. Był to w rzeczywistości fragment powieci, którą pod tym samym tytułem wydał wkrótce OBSERWATOR. Książka ta w krótkim czasie stała się bestsellerem. OBSERWATOR wydał także tom wierszy Andrzeja zatytułowany WIERSZE MIŁOSNE I INNE. Dziś Andrzej Stasiuk jest jednym z najpopularniejszych pisarzy młodego pokolenia. W 1995 roku opublikował on OPOWIEŚCI GALICYJSKIE, a rok później PRZEZ RZEKĘ. BIAŁY KRUK natonmiast przetłumaczony został jak dotąd na fiński, niemiecki i angielski.
Poniżej prezentujemy jedno z opowiadań z MURÓW HEBRONU. Swój pobyt w więzieniu Andrzej nazywa cennym doświadczeniem, które pozyskał nie musząc nikogo mordować.




WALKA

Korytarz puchnie od echa podniesionych głosów. Tam, na samym końcu, są cele represyjne. Kilka izolatek i kilka cel do odsiadywania kary twardego łoża.
Chmara mundurów otacza czterech półnagich mężczyzn. W nędznym wietle żarówek krew ma kolor czarny.
Najmłodszy ma przecięte gardło. Przecięte precyzyjnym munięciem żyletki. Cięcie nie sięga głęboko, rozrywa jedynie pierwsze warstwy skóry i sprawia, że rana rozrywa się szeroko. Zieje. Olepia. Najstarszy, chudy, cały z ceraty i patyków, ma brzuch przecięty w kilku miejscach. Ciemne szczeliny krzyżują się. Krew spływa na jasne, sprane spodnie. Zostaje na betonowej posadzce. Ogromny, przypominający goryla mężczyzna zaznaczył sobie przedramiona.
Ostatni z nich, tłusty i brzuchaty, idzie w samych gaciach. Jego nogi są rozprute od kolan po biodra. Generalskie lampasy o niespokojnym rysunku.
Idą powoli, teatralnie. Starają się dać cieknącej krwi jak najwięcej czasu. Z zadowoleniem patrzą na ciemne plamy pochłaniające coraz większe plamy skóry. Umiechają się. Ból nadejdzie dopiero za kilka, kilkanacie minut. Czarny but tego w gaciach zostawia lady. Wypełnia go krew. Chlupocze. Pryska zza niskiej cholewki.
... kurwa!... Oddziałowy! Co się tutaj dzieje?... kurwa... obywatelu kapitanie... cholera... porżnęli się... porżnęli... nie wiem jak... kiedy... jak pragnę zdrowia... rewidowałem... jak pragnę zdrowia rewidowałem. Oni są z szóstego oddziału... tam same bandziory... rewidowałem wszystko po kolei... celę też wcześniej sprawdziłem... kto im musiał dać żyletkę...
Najmłodszy uśmiecha się przebiegle. Jego zęby na tle czerwonego woalu otulającego szyję są olniewająco białe. Czuje się bezpiecznie. Płaski i kanciasty kawałek nierdzewnej stali lekko ziębi mu spód języka. Chłód napełnia młodego człowieka spokojem.
...co?... co wam strzeliło do tych głupich łbów... gadać!... nie... niech ich lekarz najpierw poceruje... cholera, co za jatka... panie kapitanie, te zbiry nic nie powiedzą. Oni chcą z naczelnikiem, a naczelnik powiedział, że nie będzie z nimi gadał, bo już im powiedział co im miał do powiedzenia, czternaście dni twardego i niech się cieszą, że izolatki nie dostali. A oni gadają, że im się nie należało...
...doktorze, da pan sobie radę, czy wieziemy do szpitala... powoli się zrobi. Jak się trochę wykrwawią, to im tylko na dobre wyjdzie... spokojniejsi będą. Siostro... gotowe do szycia?... jakie zastrzyki!... ja im dam znieczulenie... znieczulenie... Dać mi tu jednego, a reszta pod cele... niech leci... wszystka niech wyleci...
Spasiony lekarz zdejmuje czysty fartuch. Siostra podaje mu kitel ze ladami krwi i jodyny.





strona główna