Agroturystyka-podróże sentymentalne na KRESY!

W imieniu zarządu TKPZL w Sądowej Wiszni zapraszam byłych mieszkańców do odwiedzenia swego rodzinnego miasta. Nie jest to Agroturystyka, w pełnym rozumieniu tego słowa. Przyjazd do miejsca swego urodzenia, lub miejsca skąd pochodzili rodzice czy dziadkowie można określić zwrotem-Podróż (Wyprawa) sentymentalna. W mieście pozostały domy -w których się urodzili przodkowie, są szkoły- w których się uczyli, jest kościół i cerkwie (synagogi, niestety zniszczono)- w których się modlili, są cmentarze- na których pochowano pradziadków (kirkuta też niema), są starsi mieszkańcy- którzy opowiedzą o przeszłości.

Dookoła Sądowej Wiszni są wioski: Bortiatyn, Dmytrowice, Dołhomościska, Księży Most, Nikłowice, Ożomla, Stojańce, Słabasz, Tuligłowy (obecnie Beregowe),Twierdza, Wołostków, Zarzecze, skąd pochodzili członkowie rodziny, lub znajomi.

Ze Sądowej Wiszni bardzo blisko jest do Mościsk, Gródka Jagiellońskiego, Jaworowa, Janowa i Rudek, a trochę dalej do Truskawca, Stryja, Drohobycza, Olesko, Złoczowa, Lwowa i innych miast woj Lwowskiego. No a dalej są byłe Kresy, które warto zwiedzić, jak to: Kamieniec Podolski, Chocim, Stanisławów, Buczacz, Okopy Sw.Trójcy, Zaleszczyki, Złoczów i inne miejscowości związane nazawsze z historią Polski.

Zarząd TKPZL w Sądowej Wiszni zawsze jest otwarty na gości z Polski, Europy, a nawet z Izraela, Francji, Kanady , USA i innych krajów, w których są ROZPROSZENI byli mieszkańcy miasteczka. Pomożemy gościom w znalezieniu noclegu, załatwieniu samochodu i przydzielimy przewodnika, który będzie rozmawiał PO POLSKU lub ANGIELSKU. Więc! Zapraszamy NA KRESY!

Nasz adres:..........................Ukraina-YKPAIHA 81-340 woj.Lwowskie m.Sądowa Wisznia ul.Zagrody 11

Współrzędne geograficzne: N-49*47.597’

                                               E-23* 21.836’

Tel/fax .............................. +380-32-34-37-203 ; +380-32-34-31-053

E-mail- ................................tkpzl@mail.ru

W imieniu zarządu oddziału TKPZL w m.Sądowa Wiszni –Roman Wójcicki, odpowiedzialny za łączność z byłymi mieszkańcami miasta i opracowanie historii naszego miasta i okolic. A o AGROTURYSTYCE coś-niecoś się wie, bo byłem na Kursie AGROTURYSTYCZNYM w Losiowie, po zaproszeniu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Opolu. Było nas ze Sądowej Wiszni w 2007 r-2 osoby, a w roku 2008 -3 osoby. Wszyscy dostaliśmy CERTYFIKAT ukończenia Kursu Agroturystyki.

..................................................................................................................................................................................

Podróże sentymentalne-2009-Powrót do źródeł.

       Do Sądowej Wiszni raz-dwa razy do roku przyjeżdża pan Stanisław Kozula, kolejarz ze Suwałk, matka którego urodzona na Przedmieściu, a ojciec z Królina, pracował na Stacji Kolejowej. Pan Stanisław urodził się w 1944 w BUDCE kolejowej, gdzie mieszkali rodzice, i wyjechał na tak. zw. Ziemie Odzyskane rocznym dzieckiem.

No i na początku 2009 roku pan Stanisław odbył kolejną podróż do źródeł. Oprócz zwiedzania Sądowej Wiszni: starego cmentarza, miejsca urodzenia- czyli BUDKI naprzeciw Polaków (taka dzielnica w S/W, gdzie mieszkali kolejarze) również odwiedził wioskę Stojańce, a tam zabytkowy, prastary, modzejowy, chylący się do ruiny kościół pw MB Szkaplerznej i miejscowy cmentarz.

       Na cmentarzu( który jest latem zarośnięty i ciężko coś odnaleźć) zimą jest większa przejrzystość na wszystkie boki i pan Stanisław Kozula ze swoim kolegą Romanem W. zfotografowali nadgrobki i krzyże z polskimi napisami-inskrypcjami. Chociaż mineło już powyżej 60 lat, jak stojanieccy Polacy wyjechali- nadgrobki i krzyże przetrwały, tylko czas trochę zniszczył te świadectwa Polskości Stojaniec. Udało się przeczytać następne nazwiska, i dajemy tylko datę śmierci: 1. Ks.Jan Biega –proboszcz , krzyż ostatnio wymieniono na nowy, ale tablica została oryginalna. Za ks.Jana kościół w Stojańcach był powiększony. 2. Maria Łaba.+1930. 3. Antoni Rybka.+1931. 4. Stanisław Macjocha.+????. 5.Anna Zawadka.+1930. 6. Maciej Polański.+1928. 7. Maria Łaba.+ 1930 lub 1936. 8. Anna Polańska.+1939. 9. Piotr Komejko.+1934. 10. Maria Górska 1860!!!. 11. Józef Janusz.+1931. 12. Katarzyna Kaniak.+1932 lub 1937. 13. Ewa Krawic.+1926. 14. Jędrzej Rybka.+189?. 15. Jan Pencherski.+1925. 16. K.Janson.+1923. 17. Maria Janson.+192?. 18. Katarzyna Widlarska.+1929. 19. Sebastjan Rybka.+1907. 20. Anna Rybka.+1908. 21.Antonina Januszowa.+1933. 22. Antoni Butrak.+192?. 23. Stepan Baran.+1937.(Ten napis jest cyrylicą, ale sam krzyż jest usytuowany na starej części cmentarza). 24. Smiałowscy-Sienia (?).+1900. Grobowiec Dziedziców Stojaniec Smiałowskich  jest w dobrym stanie, chociaż otwarty , a trumny są porozbijane.

         Na cmentarzu jest jeszcze kilka ciężko czytelnych nadgrobków i krzyży, niektóre poprzewracane, a niektóre są w śniegu i zaroślach i warto na ten zabytkowy cmentarz przyjechać wczesną wiosną(kiedy jeszcze zieleń nie zasłoniła wszystko), aby odczytać, zanotować, zfotografować i takim sposobem ocalić od zapomnienia. 

         I tu podziwiamy pana Stanisława Kozulę , który kilka godzin, po pas w śniegu, w mroźny styczniowy dzień robił swoistą kwerendę cmentarza, aby się z czasem podzielić uzyskanymi informacjami z byłymi mieszkańcami Stojaniec, Królina, Słabasza, Słomianki, Wołostkowa, których dziadkowie i babcie- Polacy- są pochowani w Stojańcach.

         W późnych godzinach w tym że dniu się dojechało i do Królina, aby tam coś się nowego dowiedzieć od starszych wiekiem mieszkańców: Polaków i Ukraińców (których teraz jest zdecydowana większość, bo miejscowi Polacy wyjechali i zostali pojedyncze osoby) o przodkach pana Stanisława Kozuli. Owszem! Są świadkowie, którzy pamiętają te odległe czasy i ludzi z tego okresu. Dużo się pan Stanisław dowiedział. Wszyscy INFORMATORZY dostali paczki ze słodyczami od pana Kozula. I tu taka prośba-odezwa, do dzieci-wnuków byłych mieszkańców naszych okolic; Jak coś się chcecie dowiedzieć, zobaczyć to się spieszcie. Czas jest nieubłagane i coraz mniej jest tych świadków, jak i pamiątek z przeszłości. Spieszmy się!

.....................................................................................................................................................................................................................

Podróże sentymentalne-2008-Wspomnienie o Nikłowicach i H. Pawlikowskim.

Z okolic Wrocławia, napisała do nas pani Elżbieta Pater. Przysłała wspomnienia , dotyczące jej Dziadka Henryka Pawlikowskiego –Dziedzica Nikłowic, oraz relację z sentymentalnej wyprawy do źródeł, do miejsca urodzenia jej Matki. Umieszczamy kilka przysłanych fotografii, i wspomnienia.

Mamy nadzieję, że pani Elżbieta z Rodziną jeszcze nie raz, będzie odwiedzała nasze strony. Zapraszamy!!!

 

 

Wspomnienie o dr Henryku Pawlikowskim – moim Dziadku.

Henryk Pawlikowski urodził się w Starym Sączu w 1882 r . Jego Ojciec Wojciech był ziemianinem.Dziadek miał kilkoro rodzeństwa .Ojciec Henryka ,człowiek starej daty dla każdego z dzieci przewidział jakąś drogę życiową , dla Henryka miały to być studia prawnicze. Nie było to marzeniem mojego Dziadka ale w tych czasach o samodzielnej decyzji można było zapomnieć, dlatego też dziadek mój skończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zachował się jego dyplom - doktora praw. Marzeniem jednak mojego Dziadka był agronomia i dodatkowo skończył w Bonn na uniwersytecie wydział rolniczy.Ożenił się w 1925 roku z Marią Adam ( córką dr Ernesta Adama – jednego z założycieli Banku Gospodarstwa we Lwowie ).Po ślubie Dziadek wydzierżawił od Zakładu Ossolińskich majątek Michalewice pod Lwowem i tam przez kilka lat pracował zbierając pieniądze na własną ziemię.W roku 1926 urodziła się moja mama –Anna (Haneczka) a w 1928 mój wujek -Andrzej ( Lenduś ).W 1927 roku Dziadek kupił ł od hrabiny Skarbkowej majątek Nikłowice. Wieś położoną w niedalekiej odległości od Lwowa ( 40 km ) . W pobliżu miasteczka Rudki i miasta Sądowa Wisznia.

Życie na wsi, prowadzenie gospodarstwa było jego pasją i w niedługim czasie zaniedbane gospodarstwo zaczęło się rozwijać i przynosić dochody. Zajmowała go uprawa zbóż, ale także interesował się hodowlą bydła i utrzymywał kontakty z hodowlami w Europie. Miał kilkadziesiąt koni w tym rasowe Araby i Angliki. Dziadek również pracował społecznie, prowadził kursy dla społeczności wiejskiej , uczył jak najlepiej gospodarować. W prowadzeniu kursów brała też udział jego żona – babcia Maria ucząc kobiety na wsi gotowania i szycia , haftowania.

W roku 1939 wybuchła wojna i całe życie mojego dziadka i Jego rodziny legło w gruzach.We wrześniu 1939 wkroczyła na tereny Kresów armia radziecka i zaczęły się rabunki dworów ziemiańskich , aresztowania Ziemian, a następnie deportacje na tereny dalekiej Syberii. Zewsząd słyszało się że na dwory są napady ludności ukraińskiej i wojsk radzieckich. Mój dziadek jednak nie rozumiał tej sytuacji w nie znał mentalności sowieckiej . Uważał , będąc uczciwym człowiekiem, że zdoła wytłumaczyć i przekonać żołnierzy i mówił :” rozumiem że przychodzi ustrój , który rozda ziemię chłopom , ale chłopi nie udźwigną zarządzania i nie będą umieli poradzić sobie z uprawą , dlatego też muszę zostać aby tego dopilnować” .Niestety Dziadek mój nie miał szczęścia już 25.09.1939 miejscowa ludność ukraińska napadła na dom i zrabowała cały dobytek . Przyzwalali na to żołnierze radzieccy , którzy podczas rabunku byłi obecni i pod kolbami karabinów więzili Dziadka, Babcię, Mamę i Wujka. Dzieci przeżyły szok.Wujek przez pewien czas nie odzywał się , a do końca życia jąkał. Dziadek przez 2 tygodnie po rabunku zgłaszał się codziennie na utworzony przez żołnierzy sowieckich prowizoryczny komisariat w jednej z chałup. Po 2 tygodniach aresztowano go i uwięziono w więzieniu w Sądowej Wiszni. Babcia z dziećmi wyjechała do Lwowa i tułała się po różnych domach . Obawiała się aresztowania dlatego też zmieniali co noc miejsce zamieszkania. Dziadek siedział w więzieniu z innymi ziemianami aresztowanymi w tym czasie. Był wielkim optymistą, dlatego też wspomagał współwięźniów swoją wiarą w lepsze jutro. Z opowiadań mamy wiem że w więzieniu przebywał również jego kolega chory na cukrzycę. Aby pomóc w przekazaniu dla niego lekarstw dziadek oddał swój złoty zegarek. Zachowały się z tego okresu grypsy , które Dziadek przekazywał mojej Babci przez jakiegoś strażnika.Widać z nich troskę o najbliższych. Każdy z nich jest pełen wiary, że spawa jego aresztowania się wyjaśni. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że prawo w Związku Radzieckim nie działało i chodziło tylko o eksterminacje najbardziej wartościowych, wykształconych ludzi. Prawdopodobnie, w pierwszej deportacji znalazł się w transporcie na Syberię ,( ostatni gryps był z lutego 1940 r ). Ślad po Nim zaginął. Dalsze losy jego są mi nie znane. Od p. Jurkiewicza, który po wojnie mieszkał w Prochowicach na Dolnym Śląsku wiem, że Dziadek zginął w okropnych warunkach przy wyrębie lasu, ale gdzie dokładnie nie wiem, (bardzo chciałabym jeszcze dowiedzieć się kiedy dokładnie i gdzie Go wywieziono). Babcia po wojnie wielokrotnie pisała do czerwonego krzyża. Nie przyniosło to żadnych rezultatów. Został uznany za zaginionego. Babcia jednak wierzyła przez wiele lat, że może wróci. Po wojnie Babcia z Mamą i Wujkiem osiedlili się we Wrocławiu. Tu przyjechali ze Lwowa uczeni Uniwersyteccy a także Zakład im. Ossolińskich, w którym Babcia znalazła pracę w korekcie. Mama w czasie wojny nabawiła się gruźlicy i pozostawała pod stałą opieką lekarską a często też w sanatorium lub szpitalu. Była niezwykle dzielna i ogromnie pomogła mi w wychowaniu dzieci. Umarła w 1991 roku. Bardzo jej brakuje. Wujek uczył się na Uniwersytecie Wrocławskim fizykę. W 1965 roku przeprowadził się do Katowic , gdzie utworzył Instytut Fizyki Teoretycznej. Początkowo była to filia Uniwersytetu Jagielońskiego , potem utworzony został Uniwersytet Śląski. Był znanym na świecie fizykiem teoretykiem. Na Uniwersytecie Śląskim dostał dyplom najlepszego wykładowcy. Był tak jak jego ojciec człowiekiem niezwykle prawym . W latach stanu wojennego został internowany. Po powrocie z więzienia zachorował na raka trzustki i w roku 1986 umarł. Uniwersytet Śląski mianował jego imieniem jedną z sal wykładowych.Wielokrotnie w domu słyszałam o Moim Dziadku i jego losach.

Myśl o tym przez wiele lat nie dawała mi spokoju . Miałam ciągle wrażenie że jego starania i ciężka praca nie może tak zaginąć bez echa. W swej pracy nie myślał tylko o sobie, ale przede wszystkim o dzieciach i dalszych pokoleniach. Czułam się więc w obowiązku podjąć starania choćby o zachowanie jego pamięci. Mój mąż Kazimierz, namawiał mnie często, aby pojechać do Nikłowic .W maju 2007 wybraliśmy się na Ukrainę . Od znajomych dostałam adres, bardzo jak się później okazało miłych ludzi, państwa Tyssonów mieszkających we Lwowie i przez nich zostaliśmy z mężem zaproszeni na 2 dni. W Przemyślu okazało się ze autobusu nie ma a pociąg będzie jutro. Zaproponował nam zawiezienie do Lwowa przygodny taksówkarz z Ukrainy. Jeszcze tego samego dnia dotarłam do wsi Nikłowice i zobaczyłam wreszcie te pola i łąki o których tak często słyszałam od Mamy i Babci. Teren lekko pagórkowaty i ogromna przestrzeń. Pola niegdyś uprawne, leżą odłogiem. Zachowały się mury stodoły i stajni i jakaś mała służbówka. Park wokół domu nie istnieje . Następnego dnia zaprzyjaźniony już taksówkarz zawiózł nas jeszcze raz do Nikłowic, aby znaleźć kogoś kto pamiętał moich Dziadków i mógłby zaświadczyć, że Dziadek był Dziedzicem wsi Nikłowice. Sołtysowa wskazała nam chałupę gdzie jeszcze do tej pory mieszka Polka, która w 1939 roku miała 12 lat. Spotkanie z Panią Marią Pikulicką było ogromnie wzruszające. Dziadka wspominała jako bardzo dobrego Pana i natychmiast przypomniała sobie imiona mamy i wujka. Zgodziła się zeznać w Konsulacie Generalnym RP we Lwowie i po 5 minutach była ubrana i czekała pod bramką swojego ogrodu na wyjazd do Lwowa. Poszukiwania następnego świadka trwały też tylko chwilę. Pani Zofia Zacharko z d Zwarycz, natychmiast, nie tylko się zgodziła ale stwierdziła, że cieszy się niezmiernie, że może coś dla moich dziadków zrobić. Obie panie mówiły bardzo dobrze po polsku. Pani Zofia Zacharko-Zwarycz opowiadała szczegóły o aresztowaniu Dziadkam, o napadzie na dwór i o stosunkach z ludnością ukraińska.W Konsulacie sprawa został załatwiona w pół godziny. Panie przekrzykując się opowiadały Konsulowi jaki to dobry dla ludzi był mój Dziadek. Płacił zawsze, nigdy nie oszukiwał, a jak spaliły się chałupy na wsi to odbudował.W drodze powrotnej wstąpiłyśmy z Paniami do kościoła w Rudkach. Takie miały życzenie. Na Święta Bożego Narodzenia napisałam do tych Pań życzenia.W kwietniu otrzymałam list od nieznajomej mi pani, która okazała się siostrą pani Zofi Zacharko.W liście był numer telefonu. Zaraz zadzwoniłam. Pani Anna Grzesik była bardzo serdeczna. Opowiadała o wspomnieniach swoich rodziców ( sama urodziła się już po wojnie ), którzy nie mogli się pogodzić do końca swego życia z krzywdą jaka spotkała moich Dziadków. Wspominali życie i pracę w majątku mojego Dziadka, jako najlepsze swoje czasy. Pani Anna powiedziała mi, że zachowało się kilka pamiątek po dziadkach, jakieś fotografie i znaleziona po rabunku makatka, która w ich rodzinie przetrwała 70 lat a teraz chcą mi ją oddać. Nie muszę ukrywać że byłam bardzo wzruszona.W lipcu na zaproszenie Pani Anny i jej męża pojechaliśmy do Pyskowic. Pojechała z nami też moja ciotka Krystyna Pawlikowska, żona Wujka Andrzeja Pawlikowskiego i jej córka Iwona Pawlikowska. Spotkanie było niezwykle serdeczne . Przyjechały z Opola jeszcze dwie siostry pani Zofii Zacharko. Obiad przygotowany przez Panią Annę był wspaniały. Mam nadzieję że nie był to ostatnie spotkanie z Tą rodziną, a te z Nikłowicami..

Elżbieta Pater.

 

 

Moja MATKA –Anna-Haneczka Pawlikowska.

Dziedzic -Henryk Pawlikowski i Gospodarze z Nikłowic. Lato-1939 r.

 

 

Home