Rodney Dale, George
Sassoon
Maszyna do produkcji manny
fragmenty z książki Arnolda Mostowicza "O tych co
z kosmosu", zawierającej streszczenie książki "Maszyna do produkcji
manny"
Książka, której treść postaram się
zreferować
czytelnikom, jest jedną z najciekawszych pozycji poświęconych
problematyce
paleoastronautycznej. Jest też jedną z najlepiej i najsolidniej
opracowanych.
Jej autorami są Anglicy Rodney Dale i George Sassoon. Ukazała się ona w
roku 1978, a jej tytuł brzmi "The Manna-Machine".
Kim są panowie Dale i Sassoon? Rzecz
to, jak zawsze w takich wypadkach, nader istotna.
Rodney Dale studiował w Queen
College
w Cambridge nauki przyrodnicze. Przerwał jednak te studia, by poświęcić
się innej specjalności, a mianowicie konstrukcji maszyn. W 1963 roku
utworzył
wraz z Sassoonem jedno z pierwszych w Anglii przedsiębiorstw
zajmujących
się planami rozwoju rynku. W firmie tej Rodney Dale jako inżynier
specjalista
zajmował się projektowaniem maszyn oraz kształceniem kadr. Od 1976 roku
poświęcił się wyłącznie pracy edytorskiej.
George Sassoon również
studiował
w Cambridge nauki przyrodnicze. Po ich ukończeniu poświęcił się,
podobnie
jak Dale, konstrukcji i projektowaniu maszyn. W założonym wraz z
Dale'em
przedsiębiorstwie zajmował się projektowaniem maszyn
elektrotechnicznych.
George Sassoon jest równocześnie lingwistą oraz autorem szeregu prac z
zakresu rozwoju techniki, które ukazywały się w wielu poważnych pismach
specjalistycznych Wielkiej Brytanii.
Tyle, jeśli idzie o prezentację
autorów. Teraz klilka słów o ich książce, która jest próbą naukowego
uzasadnienia
tezy, iż biblijna manna była po prostu produktem wytwarzanym przez
maszynę.
Skomplikowaną, bo skomplikowaną, ale będącą przecież wytworem techniki,
a nie cudu.
Zanim książka Sassoona i Dale'a
ukazała się na półkach księgarskich Europy i Stanów Zjednoczonych, jej
podstawowe tezy obydwaj autorzy zawarli w artykule, który na wiosnę
1976
r. pojawił się na łamach jednego z najpoważniejszych czasopism
naukowych
na świecie - "New Scientist". Artykuł wywołał wielkie poruszenie. I
ranga
pisma, i autorytet fachowy autorów spowodowały, że nie można było
sprawy
zbyć, jak to się zwykło było robić, wzruszeniem ramion. Skoro zaś
problemu
wyśmiać nie było można, nad całą sprawą świat nauki przeszedł właściwie
do porządku dziennego... Normalka...
Książka Sassoona i Dale'a nie
ogranicza
się zresztą do udowodnienia zawartej w niej hipotezy, ale jest także
analizą
szeregu nakazów i zakazów religijnych czy obyczajowych zawartych w
Biblii,
a będących, jak twierdzą autorzy, następstwem tego kapitalnego i
brzemiennego
w konsekwencje faktu, jakim było otrzymanie przez Żydów uciekających z
niewoli egipskiej skomplikowanej maszyny, która dostarczała im przez
czterdzieści
lat racjonowaną żywność.
Przypomnijmy, co na temat manny
mówią teksty biblijne: ..."rzekł Pan do Mojżesza: Oto Ja spuszczę wam
jako
deszcz chleb z nieba! I wyjdzie lud, i będzie codziennie zbierał, ile
mu
potrzeba(...)A gdy warstwa rosy się podniosła, oto na powierzchni
pustynii
było coś drobnego, ziarnistego, drobnego niby szron na ziemi.(...)A
Mojżesz
rzekł do nich: To jest chleb, który Pan dał wam do jedzenia. Oto co
rozkazał
Pan: Zbierajcie z niego, każdy według tego ile potrzebuje do jedzenia,
omer na głowę(...)Szóstego dnia zbierali pokarm w dwójnasób, po dwa
omery
dla każdego(...)Tak powiedział Pan: jutro będzie wypoczynek, poświęcony
Panu dzień sabatu.(...) Przez sześć dni będziecie to zbierać, ale dnia
siódmego jest sabat. W tym dniu tego nie będzie.(...)Odpoczywał więc
lud
dnia siódmego. Dom Izraela nazwał ten pokarm manną, a była ona jak
ziarno
kolendra biała, a miała smak placka z miodem" (Exodus, XVI, 4, 14-19,
22-23,
26-31).
Znajdujemy w Biblii kolejny opis
wydarzenia mającego dla dalszych rozważań Sassoona i Dale'a wielkie
znaczenie.
"Trzeciego dnia, z nastaniem
poranku, pojawiły się grzmoty i błyskawice, i gęsty obłok nad górą, i
doniosły
głos trąby, tak, że zadrżał cały lud, który był w obozie. (...) A góra
Synaj cała dymiła, gdyż Pan zstąpił na nią w ogniu. Jej dym unosił się
jak dym z pieca, a cała góra trzęsła się bardzo. A głos trąby wzmagał
się
oraz bardziej. Mojżesz przemawiał, a Bóg odpowiadał mu głosem. A gdy
Pan
zstąpił na górę Synaj, na szczyt góry, wezwał Pan Mojżesza na szczyt
góry
i Mojżesz wstąpił. I rzekł Pan do Mojżesza: "Zejdź, przestrzeż lud, by
nie napierał na Pana, aby go zobaczyć, boby wielu z nich zginęło"
(Exodus,
XIX, 16, 18-21)
Przyznać trzeba, że opis to bardzo
dokładny. Bardziej powiedziałbym realistyczny, niż słynny opis wizji
Ezechiela,
która doczekała się wielu komentarzy, między innymi całej książki z
interpretacją
inżyniera Josepha Blumricha.
Sassoon i Dale twierdzą, że opis
spotkania Mojżesza z Panem jest relacją z wydarzenia o podobnym
charakterze,
co wizja Ezechiela. Opis ten bowiem przypomina bardziej jakieś
sprawozdanie
ze startu czy lądowania, rakiety, niż objawienie się Boga narodowi
wybranemu.
Autor książki "Czarne dziury: koniec
wszechświata" profesor John Taylor, opis spotkania Mojżesza z Panem
porównuje
do szeregu innych, podobnych, jakie znaleźć można w Biblii. I ten,
miarodajny
przecież uczony, pisze, że wszystkie te relacje biblijne stanowią
"bardzo
plastyczne opisy przedstawiające przybycie obcego statku kosmicznego".
Nie są to opisy odosobnione w literaturze religijnej, czy też w
przekazywanych
ustnie mitach i legendach. Podobne relacje znaleźć można w mitologiach
ludów różniących się między sobą zarówno rodowodem kulturalnym jak i
predyspozycjami
psychcznymi. Amerykański filozof Schiarella zauważył, że wszystkie
religie
charakteryzuje wspólny rys: ich mity, poza nielicznymi wyjątkami,
opisują
bogów jako istoty posiadające wygląd i kształt ludzki. Czy będą to
bogowie
i półbogowie greccy, czy bogowie hinduscy, czy wreszcie kosmiczni
przybysze
z mitów indiańskich - wszyscy oni mają ludzką postać. Ponadto wspólną
ich
cechą jest oczywiście to, że przybywają zawsze z Nieba.
Książka Sassoona i
Dale'a
próbuje wykazać, że rzeczywiście bogowie przebywali na Ziemi i że
bogami
tymi byli goście z kosmosu, a w każdym razie takim przybyszem z kosmosu
był ten, który ukazał się Mojżeszowi na górze Synaj.
Do tego wszystkiego wydaje
mi się niezbędny jeszcze jeden komentarz wstępny.
Biblia jest nie tylko świętą księgą
Żydów, ale także ich historią. Historycy wykazali, że opowieść o
opuszczeniu
przez lud Izraela Egiptu dotyczy autentycznych wydarzeń, które miały
miejsce
około 3300 lat temu. Wprawdzie Biblia (Exodus, 12, 37) wspomina o tym,
że opuściło Egipt sześćset tysięcy Żydów, ale tutaj wtrącają się
fachowcy
i obliczają, że w rzeczywistości uciekło z niewoli egipskiej sześćset
rodzin.
(W języku hebrajskim pojęcia "tysiąc" i "rodzina" wyraża to samo
słowo).
Następnie relacja biblijna opisuje perypetie czterdziestoletniej
wędrówki
przez pustynię, oraz, co nas tu specjalnie interesuje, wszystkie
wydarzenia
związane z manną. Przypomnijmy raz jeszcze: substancja ta według
Biblii,
spadać miała z nieba, posiadała konsystencję grudkowatą, smak miodu i
była
racjonowana. Dokładnie: jeden omer na rodzinę. A omer (lub gomer) jest
to miara objętości wynosząca ok. 3,6 litra. (Biblia mówi o omerze "na
głowę".
Należy to rozumieć chyba jako omer na głowę rodziny czyli na rodzinę w
ogóle. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że każdy z wędrujących przez
pustynię
- każdy, to znaczy dzieci również - zjadał blisko cztery kilo manny
dziennie,
czyli około sześć i pół tysiąca kalorii !)
Biblia ponadto podaje, że w sobotę
rano manny nie było, natomiast w piątek zbierający otrzymywali rację
podwójną.
(Gdyby manna była wyschniętym sokiem tamaryszku lub zwykłym porostem,
to
jak wytłumaczyć ów niezwykły fakt, że w sobotę przyroda dostosowywała
się
do zakazów religijnych i wstrzymywała dostawę swoich płodów?)
Piszą Saassoon i Dale:
"W sumie jest to wszystko
dosyć dziwne. Najpierw mamy opis jakiejś postaci Pana, który wywiódł
lud
Izraela z Egiptu i kazał mu (po co ?) przez czterdzieści lat wędrować
po
pustynii. Następnie dowiadujemy się o mannie spadającej regularnie z
nieba,
która to manna towarzyszyła wędrującym po pustyni krok za krokiem,
utrzymując
jednocześnie jakże precyzyjny plan dostaw dziennych i tygodniowych."
Trzeba tu dodać, że ani tamaryszku
ani kruszwicy nie ma na pustyni Synaj w takiej ilości by można było je
zbierać regularnie, dzień w dzień i to w ilości mogącej zaspokoić głód
trzech tysięcy ludzi. Zresztą porosty rosną dosyć wolno - roczny ich
przyrost
wynosi kilka milimetrów. Biblia nie wspomina też, że mannę można było
zbierać
z jakichś drzew czy krzaków. Dalej, miała ona mieć smak chleba, a nie
samego
cukru, jak to miałoby miejsce z sokiem tamaryszku.
Podobnych wątpliwości jest
zresztą znacznie więcej. Co to znaczy, że każda rodzina otrzymywała
jeden
omer dziennie ? Znaczy to, że chodzi tu o racjonowanie. Czy można
mówić,
że jakiś produkt jest racjonowany, jeśli można go zbierać, jeśli natura
dostarcza go w stanie gotowym do spożycia, który można zbierać w
dowolnej
ilości ? Gdyby natomiast manna była dostarczana przedstawicielowi
każdej
rodziny w postaci "żelaznego" przydziału, wszelkie podobne nadużycie
byłoby
niemożliwe.
Zochar czyli Kabała
Stary Testament nie jest, jak
wiadomo,
jedynym źródłem do poznania historii Żydów z tego okresu, jak też nie
jest
jedynym zbiorem dotyczącym religijnego prawodawstwa żydowskiego. Nie
mówiąc
już o dziełach ściśle historycznych, jak, na przykład, Józefa Flawiusza
"Starożytności żydowskie", wiele komentarzy do wydarzeń historycznych,
jak i komentarzy religijno-doktrynalnych zawiera Talmud, którego
ostateczna
redakcja zakończona została ok. 200 roku naszej ery. W Talmudzie
spisane
są, przekazywane ustnie przez setki lat, komentarze do Biblii. Lecz nie
wszystkie te uzupełnienia przekazywane z pokolenia na pokolenie zostały
w ostatecznej redakcji Talmudu uwzględnione i uwiecznione. Wiele z nich
pozostało nie spisanych, dlatego przede wszystkim, że uznawane były za
wyjątkowo tajne, a może nawet za zbyt niebezpieczne (z punktu widzenia
doktrynalnego), aby je raz na zawsze spisać. Przekazywano je więc tylko
ustnie. Aby zaś przekazać je bez błędu, uczono się ich na pamięć, aż
dopiero
w 1290 roku ta część komentarzy do Biblii została również utrwalona.
Ukazała
się pod nazwą "Księgi Zohar" ( zohar znaczy blask). Autorem
spisanego
tekstu "Zoharu" jest Żyd hiszański Mozes de Leon. I właśnie ta księga,
będąca podstawowym dziełem "Kabały" (kabała to po hebrajsku -
tradycja),
stała się punktem wyjścia dla fascynującej hipotezy Sassoona i Dale'a.
"Księga Zohar" wydana przez Mozesa
de Leon jest, ściśle rzecz biorąc, streszczeniem wykładów, których
autorem
był przed kilkoma wiekami uczony rabin Szybon bar Jochaj.
Najdziwniejszy
jednak jest fakt, że tematem wykładów uczonego (który jest zresztą
postacią
historyczną) był opis budowy, jak też właściwości tego niezwykłego
"czegoś",
co nazywane jest w "Zoharze" Wiekowym Starcem.
Jeśli wierzyć Szymonowi bar
Johaj, składał się ów Starzec z wielkiej głowy o kilku
wklęsłościach,
zaopatrzonej w brodę, nos, oczy, oraz z dwóch jąder i penisa. To
wszystko.
Ciekawa musiała to być głowa, skoro z opisu wynika, że była ona
przezroczysta,
a w jej środku znajdowała się latarnia, czy też inne źródło światła. W
górnej części głowy Wiekowego Starca znajdować się miał mózg,
w
którym "destylowała się niebiańska rosa". Rosa ta, przechodziła później
przez inne części ciała Starca, przedostawała się z góry na dół, aż do
jąder, w których się magazynowała, aby w końcu znaleźć ujście na
zewnątrz
przez penis.
Pisze Sassoon:
"Teksty owe z opisem
Wiekowego
Starca od pierwszej chwili wydały mi się dziwne, powiedziałbym,
bliskie.
Dopiero po pewnym czasie zdałem sobie sprawę z tego, że w owym tekście,
w owym opisie starca chodzi w rzeczywistości o opis maszyny, opis
dokonany
za pomocą niezwykłego zupełnie języka".
Odkrycie to nie pozostało
bez wpływu na dalsze decyzje Sassoona i Dale'a. Sassoon mianowicie
nauczył
się języka aramejskiego i hebrajskiego, aby samemu dokonać tłumaczenia
(należytego tłumaczenia) oryginalnego tekstu z końca XIII wieku. Dzięki
temu zarówno on, jak i Dale odkryli w tekście "Zoharu" wiele szczegółów
pominiętych przez poprzednich tłumaczy. Sassoon tłumacząc ten tekst
pokonać
musiał wiele trudności. Przede wszystkim tę polegającą na oddaniu w
języku
współczesnej techniki zawiłego, miejscami mistycznego, opisu zawartego
w książce o charakterze tak bardzo przecież religijnym.
Wróćmy jeszcze na chwilę do
pytania, które zadawali autorowi "Zoharu" jego współcześni: skąd Mozes
de Leon czerpał materiał do napisania książki, powołującej się na
wykłady
szymona bar Jochaj sprzed kilkunastu wieków? Otóż Sassoon i Dale
znaleźli
dowody świadczące, iż autor "Zoharu" należał do swego rodzaju tajnego
stowarzyszenia,
którego celem było ustne przekazywanie tajemniczej wiedzy, jaką miał
Mojżesz
otrzymać od Pana na górze Synaj. Takie ustne przekazywanie wiedzy
ważnej
dla utrzymania religii było dla Żydów swego rodzaju samoobroną.
Samoobroną
przed prześladowaniami, jakich ofiarą padały również ich święte księgi,
które przez wieki całe niszczono i palono. Wiedza utrwalona w pamięci
ludzkiej,
przekazywana z pokolenia na pokolenie, mogła w ten sposób ocaleć przed
wrogami Izraela.
To, że Sassoon nauczył się języka
aramejskiego, pozwoliło mu podejść do tekstów księgi "Zohar" w sposób
całkowicie
odmienny od metod jego poprzedników. Poprzednicy ci byli najczęściej
religioznawcami,
mistykami, teologami. On zaś, George Sassoon, był
inżynierem-konstruktorem
o sposobie myślenia zupełnie odmiennym. Dlatego udało mu się, i to dość
szybko, rozszyfrować tekst, nad którym inni łamali sobie głowy nie
dochodząc
do celu. Bowiem nie religia była potrzebna, a jeszcze mniej mistyka, by
"zrozumieć" - ale technika.
"Trzy głowy są wydrążone, jedna
znajduje się w drugiej i jednocześnie nad pozostałą"
Nie należy się dziwić, że w
podobnych
opisach mistycy studiujący "Kabałę" szukali jakiegoś ukrytego sensu.
Sassoon
i Dale mistykami nie są. Bez trudu rozwiązali zagadkę owych czaszek czy
głów. Czaszki oznaczają także czasze lub wydrążenia. Dwa, jeden nad
drugim
- znajdują się w trzecim. Jeśli zaś górna czaszka nosi nazwę
najważniejszej,
to prawdopodobnie dlatego, że tam rozpoczynał się proces produkcji.
"Wszystkie świętości pochodzą z
górnej głowy trzech czaszek(...)To błogosławieństwo, płynące w
naczyniach
ciała, aż osiąga ono organy zwane wojskiem albo jądrami. Pozostaje tam
tak długo, aż zostanie nagromadzone i przechodzi stamtąd do świętego
początku.
Jest ono białe i dlatego nosi nazwę łaski. Łaska ta znajduje się w
Przenajświętszym
(przybytku) jak powiedziane jest w Psalmie. (...)Niebiańska Rosa z
głowy
spada do czaszki i tam jest przechowywana.(...) Z Rosy tej mielą mannę
sprawiedliwych dla przyszłego świata."
Bez przesady można stwierdzić, że
ostatni cytat streszcza właściwie wytłumaczenie całego owego
niezrozumiałego
tekstu i zadaniem Sassoona i Dale'a było wyciągnąć z tego wyjaśnienia
wszystkie,
nawet ostateczne wnioski - a mianowicie, co oznacza łaska czy
błogosławieństwo,
czym był Wiekowy Starzec i kto był Panem...
Tekst "Zoharu" stwierdza, że manna
była z jakiejś rosy, która zbierana była w górnej czaszce (w górnym
zbiorniku)
istoty określanej jako Wiekowy Starzec, następnie zaś
przepływała
przez jego ciało z góry na dół, aż znalazłszy się w "wojskach"
wydostawała
się na zewnątrz przez początek (chodzi tu o penis) Starca (ostatnia
część tego opisu oznacza prawdopodobnie odpowiedni kran).
Skoro manna była przez czterdzieści
lat jedynym pożywieniem wędrującego przez pustynię ludu Izraela,
zaopatrzenie
w nią było niezwykle ważnym problemem. Przecież bez codziennego
zberania
manny ludzie pomarliby z głodu. Nic więc dziwnego, że codziena porcja
tego
pożywienia była uważana za dowód łaski bożej, bożego błogosławieństwa.
A z tego ostatniego faktu wyciągają Sassoon i Dale wnioski bardzo
daleko
idące. Dotyczą one zarówno treści pewnych modlitw żydowskich, czy też
pochodzenia
niektórych obrzędów względnie rytuałów, jak na przykład komunii
świętej.
Modlitwa "Ojcze nasz" opiera się na podobnej modlitwie pochodzenia
mozaistycznego
i zawiera prośbę o chleb powszedni, a więc codzienny. Codzienny ?
Czyżby
dlatego, że codziennie rana wydzielana była manna ?...
"Jeśli idzie o łaskę - piszą Sassoon
i Dale - nie można chyba sądzić, że zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie
byli na tyle grzeszni, iż musieli stale prosić o łaskę. Ale prośba ta
jakże
staje się zrozumiała, jeśli bez codziennej racji "łaski" groził głód !"
Oczywistą jest rzeczą, że tak
interpretowany
tekst "Zoharu" sprzeczny jest z Biblią. Nie z nieba więc spadała manna,
ale była dostarczana z surowca zwanego "rosą" przez coś, co nosiło
nazwę
Wiekowego
Starca. Jak w jaki sposób można to sprawdzić ? Można, analizując
dokładnie
tekst "Zoharu". Można też odszukać odpowiedni tekst biblijny, by
sprawdzić,
co tam pod słowem "łaska" jest rozumiane ? Dla oznaczenia "łaski"
używane
jestjest hebrajskie "chesed", a słowo "chesed" może również oznaczać
szczodrość
w rozumieniu bezpłatnego daru. Opierając się na różnych cytatach
biblijnych,
Sassoon i Dale twierdzą, że owa tak często używana w Piśmie Świętym
"łaska"
oznaczała początkowo mannę. Później - przypuszczają autorzy - ta
interpretacja
poszła w zapomnienie i ludzie błagali Boga o łaskę używając formuły,
któa
niegdyś używana była w pustynii, gdy manna chroniła ich przed śmiercią
głodową.
Jeśli się założy, że ów Starzec
z
"Zoharu" oznaczać ma maszynę, to jak wytłumaczyć takie ludzkie nazwy
poszczególnych
jej częsci, jak czaszka, broda, nos, oczy czy penis ? Otóż Izraelici,
którzy
34 wieki temu uciekli z Egiptu, nie znali, bo znać rzecz jasna nie
mogli,
zważywszy poziom ówczesnej cywilizacji, nazw określających poszczególne
części tej - podobnie zresztą, jak każdej innej - maszyny i musieli
nazwy
takie dopiero tworzyć. Być może dostrzegli oni pewne podobieństwo
między
ogólnym wyglądem maszyny a człowiekiem: broda czyniła z niej starca;
podobieństwo
widzieli również między różnymi częściami maszyny a organami ciała
ludzkiego,
co jest zresztą przypuszczeniem najprawdopodobniejszym. Podobnie bowiem
bywa zresztą i współcześnie z ludami, które nie zetknąwszy się nigdy z
nowoczesną techniką stają z nią nagle twarzą w twarz. Na przykład słowo
"daw" w języku Apaczów oznacza podbródek. Tak określili oni przedni
zderzak.
"Ke" to noga - tylne koło. "Tsaws" - żyła - przewód elektryczny. "Pit"
- żołądek - bak na benzynę. Itd, itd.
Nazwa Wiekowy Starzec to również
gra słów. Po aramejsku termin w oryginale brzmi "attik jomin" a po
hebrajsku
"attik jomim". Pierwsze z tych dwóch słów oznacza "oddalony" ( w czasie
czyli stary) ale też "noszony". Autorzy twierdzą że nastąpiło błędne
tłumaczenie
na angielski i nazwa powinna określać nie "stary" ale "przenoszony",
tym
bardziej, że ów Starzec nigdy nie poruszał się czy przemawiał
ale
był "z jednego tronu przenoszony na drugi". Owym tronem była zwykla
platforma,
na której maszynę każdorazowo umocowywano, gdy miała pracować czyli
dostarczać
mannę.
Drugie słowo "jomin" oznacza "dni"
lub morza. Mamy więc tłumaczenie "oddalony dniami" czyli w czasie,
czyli
stary, albo "przenoszony z morzami", co byłoby nonsensem, gdyby nie
fakt,
iż słowo "jom" może oznaczać zarówno ocean jak i jezioro a nawet
pojemnik,
względnie zbiornik wody. Wynika to choćby z opisu świątynii Salomona,
gdzie
znajdował się zbiornik z wodą na ablucje rytualne, określony w Biblii
słowem
"jom". Bardziej sensowne jest więc tłumaczenie "przenoszony ze
zbiornikami"
na maszynę do produkcji manny określaną Wiekowym Starcem.
Kto mógł kontrolować
rozdzielnictwo manny ? Oczywiście mogli to robić tylko kapłani. To
kapłani
wiedzieli, że mannę wyrabia maszyna. Dla pozostałych Żydów każdorazowe
otrzymanie omeru manny graniczyło z cudem.
Autorzy angielscy doszli do wniosku,
że manna produkowana była z alg, czyli glonów. Nazwą tą obejmuje się
najprostsze,
samożywne (fototroniczne) rośliny zarodnikowe występujące najczęściej w
wodzie. Uprawiane w wodzie przybierają na wadze i objętości nie z wody,
jeśli tak wolno rzec, ale z powietrza. Powietrze zawiera wszystkie
elementy
niezbędne do rozmnażania się, więc do uprawy alg. Oczywiście potrzebne
są i inne elementy ale w niewielkiej już ilości. Przy sztucznej uprawie
tych roślin te dodatkowe elementy mogą zostać im dostarczone w postaci
nawozów.
Najważniejszą rzeczą niezbędną do
rozmnażania alg jest światło. Bez światła algi rozwijać się nie mogą,
tak
zresztą, jak inne rośliny zielone. Jak wiadomo, w roślinach tych na
skutek
fotosyntezy, to jest przyswajania dwutlenku węgla CO2 przy
użytkowaniu energii uzyskanej ze światła - dwutlenek węgla bierze
czynny
udział w procesie wytwarzania monosacharydów, aminokwasów, glikozy czy
kwasów tłuszczowych. W wyniku fotosyntezy następuje też wydzielanie do
atmosfery tlenu. przypomnieć warto, że szukając żywności dla coraz
bardziej
zatłoczonego globu ziemskiego, uczeni od dawna próbują wykorzystać
niezwykłe
wartości odżywcze alg i łatwość ich uprawy. Na razie nie zanotowano
tutaj
jakichś sukcesów, aczkolwiek na przykład w Chinach czy w Japonii algi
od
dawna wykorzystuje się w celach kulinarnych.
Do prób czy doświadczeń które pozwoliłyby wykorzystać walory
glonów, używa się najczęściej jednego ich rodzaju, a mianowicie
chlorelli.
Chlorella rozmnaża się niezwykle szybko. Z jednego hektara powierzchni
wody w ciągu roku może wyprodukować 120 ton materii organicznej,
zawierającej
50% białka, 35% węglowodanów i 5% tłuszczów.
Powiadają Sassoon i Dale:
"Należy więc przypuszczać, że maszyna do wytwarzania manny
składała się z pewnej ilości zbiorników, w których znajdowała się woda
z rozpuszczonymi w niej odpowiednimi składnikami. W zbiornikach tych
uprawiano
prawdopodobnie chlorellę, z której część była automatycznie i
regularnie
zbierana, by ją przeznaczyć na mannę. Wydawało nam się z początku, że
ilość
chlorelli uprawiana do takiej produkcji musi byc olbrzymia, a i
pomieszczenie
do jej uprawy wodnej musi byc rozmiarów potężnych. Postanowiliśmy więc
przeprowadzić dalsze badania i okazało się ku naszemu zdumieniu, że
zbiorniki
takiej wielkości, jak to jest podane dla maszyny opisanej w "Zoharze",
całkowicie wystarczą. Całość produkcji manny mogła być wykonana przez
maszynę,
której wielkość była wystarczająco ograniczona, by bez trudu zmieścić
się
w Przenajświętszym przybytku świątyni i wystarczająco lekka, aby
niewielka
grupa mężczyzn mogła ją nieść, kiedy zbiorniki były opróżnione."
Sassoon i Dale doszli do wniosku, że waga maszyny do
wytwarzania
manny nie musiała przekraczać trzystu kilogramów, tak, że sześciu ludzi
mogło ją bez trudu przenosić na dalsze nawet odległości.
Jak to wyglądało w praktyce?
Jak wiadomo, zgodnie z zarządzeniami, które znaleźć można
w Biblii, manny w sobotę nie wolno było zbierać. Inaczej mówiąc każdego
dnia maszyna musiała produkować o jedną szóstą więcej, niż było to
niezbędne
dla sześciuset rodzin Izraela. Ta produkcja ponad normę zbierała się w
jednym z dwóch zbiorników, które "Zohar" raz nazywa jądrami, a
najczęściej
"wojskiem" czy też "zastępami". W ten sposób, w piątek obydwa zbiorniki
dostarczały razem nie jeden, lecz dwa omery manny. Na podstawie bardzo
skrzętnych obliczeń autorzy książki doszli do wniosku, że uprawa
chlorelli,
niezbędnej do wytworzenia takiej właśnie ilości manny, odbywać się
mogła
w zbiorniku o zawartości ok. 5000 litrów wody. Taki zbiornik mógł mieć
średnicę ok. dwa metry, a więc jego wielkość nie była przesadnie duża.
W pierwszym etapie produkcji celuloza zawarta w
glonach musi zostać przekształcona w taką substancję którą żołądek
ludzki
mógłby bez trudu strawić. Fermentem rozkładającym celulozę na cukier
jest
celulaza, która działa jak katalizator w niewielkich ilościach. To
przeróbka
jeszcze nie wystarcza do otrzymania substancji jadalnej, gdyż robiono
próby
dawania zdrowym ludziom do spożycia tak przerobioną chlorellę, co
prowadziło
do obrzęków, ran i schorzeń skóry. Jeśli natomiast uprzednio oczyściło
się chlorellę w alkoholu to takich schorzeń nie obserwowano. Można
przypuszczać,
że konstruktorzy maszyny bazując na tym albo zdołali opracować technikę
oczyszczania chlorelli, albo zastosowali zmodyfikowaną genetycznie
chlorellę
pozbawioną takiej szkodliwości. Ostateczny produkt, manna, miała
konsystencję
grudkowatą. Maszyna więc, która wytwarzała taką mannę, musiała być
zaopatrzona
w urządzenie, które suszyłoby i rozdrabniałoby produkt otrzymany przy
przeróbce
oczyszczonej celulozy. Jednym słowem:
"Nasza dzisiejsza technologia nie potrafi jeszcze być
może skonstruować maszyny tak małej, która mogłaby w ciągu 24 godzin
przerobić
800 kilogramów chlorelli na produkt nadający się do spożycia. Niemniej
wiemy już dziś dostatecznie dużo, aby stwierdzić, że rzecz taką
osiągnąć
można. Dlatego też zakładamy, że maszyna do wytwarzania manny
pochodziła
z jakiejś technicznie rozwiniętej cywilizacji, która w niejednym nas
wyprzedza.
Wyprzedza nas na tyle, że nie zawsze potrafimy skopiować to, co sama
potrafiła
osiągnąć. Ale nia pewno nie wyprzedza nas na tyle, abyśmy nie mogli
zrozumieć,
jak skonstruowana przez nią maszyna działała."
W otoczeniu sterylnym taka maszyna mogłaby
pracować nieograniczenie długi czas. Ale, jak wiadomo, atmosfera nasza
nie jest sterylna - w związku z czym do kultury (uprawy) chlorelli w
wodzie
przedostawać się mogły bakterie, powodując jej zniszczenie. Dlatego
właśnie
konstruktorzy maszyny musieli uwzględnić konieczność jej regularnego
zatrzymania
celem opróżnienia, oczyszczenia i wysterylizowania. Oto przyczyna dla
której
nie było manny w sobotę! Sobota to dzień świętego odpoczynku. Ale po
hebrajsku
"święty" - "kadosz" znaczy także "czysty". W pozostałe dni, jak
relacjonuje
"Zohar", nad Starcem czyli nad maszyną widać było unoszący się
do
góry słup ognia. Maszyna pracowała przez 24 godziny bez przerwy.
Jak już wiemy, do magazynowania wyprodukowanej manny
niezbędne były dwa zbiorniki-jądra Wiekowego Starca. Jeden na
magazynowanie
manny przeznaczonej do codziennej racji, drugi zaś - na magazynowanie
manny
wydawanej w postaci podwójnej racji, w piątek. Piszą Sassoon i Dale:
"Wielkość tych zbierników nie była mała. Nic też dziwnego,
że pisma religijne ( to jest "Zohar") wpominają o nich z podziwem.
Początkowo
maszyna nazywana była Panem Zeobat ( dokładnie: Panem Wojsk - zastępów
). Ale, jak się okazuje słowo "zeobat" - "zastępy" oznaczać także może
zgrubienia, nabrzmienia. (Takimi były zbiorniki z gotową manną ).
Później
nazwa ta przeszła na Boga... Dzienna produkcja sześciuset omerów to
jest
ok. 2200 litrów musiała zmieścić się w jednym z dwóch zbiorników. O ile
taki zbiornik był kulą, to jej średnica wynosiła ok. 1,6 metra. Inaczej
mówiąc, nawet w porównaniu ze zbiornikiem na 5000 litrów wody z uprawą
chlorelli, takie zbiorniki na mannę musiały stanowić element maszyny
rzucający
się w oczy.
Przypuszczalny wygląd maszyny
Na podstawie tekstu "Zoharu" Sassoon i Dale zbudowali plastikowy model
maszyny, który pokazany został w 1979 roku na Zjeździe AAS w Monachium,
gdzie wzbudził niemałą sensację. By prawidłowo odszyfrować tekst Kabały
autorzy musieli wyszukiwać podwójne a nawet potrójne znaczenie wyrazów
w niej zawartych. Oto jak zrekonstruowali wygląd maszyny:
(1) "Usta", przez które, według "Zoharu" przepływać miał oddech życia.
Według Sassoona i Dale'a jest to dopływ powietrza do maszyny wraz z
siatką
do zatrzymywania nieczystości.
(2) Rura w kształcie pierścienia znajdująca się w
(3) "Mózgu Wiekowego Starca. Jest nim podstawowe urządzenie
do otrzymywania wody z powietrza. Gorące powietrze pustynne byłoby tu
ochładzane
na zimnej, szerokiej powierzchni (być może fałdowanej), a woda
spadałaby
w postaci kropel ("niebiańskiej rosy") do odpowiedniego zbiornika. To,
co w "Zoharze" nosi nazwę "rosy" jest właśnie otrzymaną z atmosfery
wodą.
"Mózg" jest więc czymś w rodzaju kondensatora "rosy". Kondensator ten
przykryty
jest
(4) "eterem", albo inaczej jeszcze "przezroczystym zewnętrzyn mózgiem"
Wiekowego
Starca, a w rzeczywistości prawdopodobnie jakąś przezroczystą masą
plastyczną. Woda z kondensatora spływa do
(5) "Wielkiego morza", którym jest oczywiście zbiornik z uprawą
chlorelli
w wodzie, gdzie rozpoczyna się właściwa produkcja maszyny. Woda z
chlorellą
przechodzi przez
(6) "Włosy z brody" Wiekowego Starca - czyli rury w których
następuje wymiana gazowa (absorbowanego dwutlenku węgla na wydzielany
tlen).
W tych rurach woda z chlorellą naświetlana jest przez umieszczone
wewnątrz
zbiornika ze znajdującą się w wodzie chlorellą, źródło światła.
Zbiornik
z uprawą chlorelii zaopatrzony jest w
(7) "resztę" - czyli wentyl bezpieczeństwa i
(8) "odpływy z mózgu" - czyli wyloty ścieków. Ponadto zbiornik ten
połączony jest z
(9) "trzema dolnymi oczyma", którymi są bardzo ważne zbiorniki
zawierające
sole mineralne, za pomocą
(10) "kanałów dolnych oczu" czyli rur łączących. światło i energia
niezbędne dla funkcjonowania maszyny pochodzą z
(11) "naczyń (krwionośnych) zawierających ogień". Mógłby to być reaktor
jądrowy, o którym szerzej będzie mowa w następnym rozdziale. Reaktor
posiada
(12) "klucze" czyli zawory regulujące natężenie. Obsługiwanie maszyny
następuje za pomocą
(13) "ręki małego oblicza" - mechanicznej ręki i mechanicznej dłoni.
Ze wspomnianego wyżej kondensatora (3) powietrze uchodzi przez
(14) "długi nos" czyli rurę z wentylem i jest kieowane do reaktora
(11) by go ochłodzić. Następnie ponownie ogrzane ulatnia się przez
(15) "nos małego oblicza" czyli rurę wydechową. W ten sposób powstaje
(16) "słup dymu za dnia i słup ognia w nocy". Pompa umieszczona w rurze
wydechowej, wytwarza podciśnienie, które jest niezbędne, by chlorellę
skierować
do
(17) "wydrążenia w mózgu małego oblicza" - inaczej mówiąc do aparatury
przetwórstwa manny. Pompa zaś do wytwarzania podciśnienia jest z
drugiej
strony przymocowana do tej aparatury za pomocą
(18) "brody małego oblicza", którą jest rura z wytworzonym w niej
podciśnieniem.
Wyprodukowana manna magazynowana jest w
(19) "zastępach" ("jądrach") czyli w gromadzących ją zbiornikach, a
następnie, po wypełnieniu ich kierowana jest na zewnątrz przez
(20) "penis" czyli rurę odprowadzającą mannę i
(21) "przykrycie penisa", czyli przez kurek regulujący odprowadzanie
manny.
Maszyna stoi na
(22) "nogach, jak na sześciu słupach" czyli na sześciu nogach z
otworami
na drągi służące do noszenia maszyny podczas wędrówki przez pustynię.
Nogi
maszyny umieszczone są na
(23) "tronie", czyli na zwyczajnej platformie zbudowanej z materiału
jaki znajdował się do dyspozycji na miejscu postoju. "Tron" był
niszczony,
gdy maszynę opróżniano i przenoszono na inne miejsce.
Całość, czyli maszyna nazwana "Wiekowym Starcem", dzieli
się na
(24) "Starego" - czyli na górną część i na
(25) "małe oblicze" - czyli część dolną. Między tymi częściami znajduje
się
(26) "nagość" - czyli część odgradzająca górę od dołu. Nazwa ta
pochodzi
stąd, że część tę odsłaniano za każdym razem, kiedy maszyna była
czyszczona.
Tuż pod nią znajdują się
(27) "korony małego oblicza" - czyli specjalne płyty zdejmowane podczas
czyszczenia maszyny i
(28) "ucho małego oblicza" - aparat służący prawdopodobnie do łączności
radiowej z dyspozytorem na orbicie okołoziemskiej.
Tu pobierzesz fotografie zrekonstruowanej
maszyny .
Źródło energii
Autorzy książki obliczyli że energia świetlna potrzebna dla procesu
fotosentezy w maszynie wynosiła ok. 5 megawatów. Nic dziwnego że w
"Zoharze"
mowa jest o tym, że oblicze Wiekowego Starca świeciło z
"jasnością
przekraczającą wszelkie jasności". Sassoon i Dale przypuszczają że
zasilanie
maszyny stanowił reaktor jądrowy na bazie plutonu. Już dzisiaj
stosujemy
takie małe reaktory, trochę większe od tego który mogła zawierać
maszyna.
Reaktor taki dostarcza neutronów , które ładowałyby laser dostarczający
światła dla fotosyntezy. Urządzenia tego typu są wykorzystywane u nas
dla
celów wojskowych.
Nie trzeba być fizykiem, aby wiedzieć, że takie źródło
energi stanowi duże niebezpieczeństwo. Czy nie należałoby z tego punktu
widzenia rozpatrzyć wielu przepisów biblijnych, które zrodziły się
przecież
na pustynii? Wróćmy do pewnych faktów. Otóż w "Zoharze" znajduje się
nader
ważna informacja mówiąca, że arka przymierza miała służyć do
przenoszenia
Wiekowego
Starca ! Zgodnie z rytuałem (?) namiot z arką nie mógł znajdować
się
bliżej wędrujących czy odpoczywających, niż w odległości ok. 1000
metrów.
Gdy arkę przenoszono, kapłani szli z nią na czele pochodu, a w
odległości
około 1000 metrów - reszta ludu Izraela. Praca kapłanów obsługujących
maszynę
nie była łatwa. Biblia informuje, że dwaj synowie Aarona - "Nadab i
Abihu
zginęli przed Panem, gdy ofiarowali przed Panem na pustynii Synaj inny
ogień, którego im nie nakazał" (Numeri, III, 4; por. także Numeri,
XXVI,
61). Trzecia Księga Mojżeszowa (Leviticus, X, 1-2) podaje: "Synowie
Aarona,
Nadab i Abihu, wzięli kadzielnice, każdy swoją, włożyli w nie ogień i
nasypali
nań kadzidła, i ofiarowali przed Panem inny ogień, którego im nie
nakazał.
Wtedy wyszedł ogień od Pana i spalił ich, tak że zmarli przed Panem".
Jak
przypuszczają Sassoon i Dale, wobec tego, że słowa hebrajskie mają
często
kilka znaczeń, może to oznaczać "zbliżenie się do straszliwego ognia".
Czyli, innymi słowy, byłby to pierwszy w historii opis wypadku przy
pracy
na skutek najprawdopodobniej naruszenia zasad bhp...
Wielki kapłan i jego strój
Jak podaje "Zohar", w "uchu małego oblicza" znajdują się "władcy
skrzydeł",
których zadaniem jest - uwaga -! - "zamienić głos na mowę (...) I mowa
ta... przebija się przez eter, rozlewa się i unosi, i fruwa w kosmos. I
z tego powstaje głos. A władcy skrzydeł chwytają ten głos, zanoszą go
do
króla i w ten sposób dosięga on jego uszu".
Tak więc przy pomocy "władców skrzydeł" (inaczej mówiąc
odbiorników) mowa może być zamieniona na "głos", czyli powiedzmy sygnał
radiowy.
W Biblii znajdujemy zaś ( Deuteronomium, V, 28):
"I wysłuchał Pan głosu waszych słów do mnie i rzekł Pan do mnie:
Słyszałem
głos słów tego ludu, które mówili do ciebie, i dobre było to, co
mówili".
Wyraźne jest odróżnienie "głosu" od "słów". Gdyby takie
odróżnienie było zbędne, mogłyby te zdania po prostu brzmieć: "I
wysłuchał
Pan waszych słów (...) Słyszałem słowa tego ludu (...)".
W Bibli mowa jest o dwóch, dość mglisto zresztą opisanych
czy określonych plakietkach, które Wielki Kapłan obowiązany był nosić
na
piersiach, gdy "stawał przed obliczem Pana" (Exodus, 28, 30). "Zohar"
natomiast
podaje dokładniej: "Jeśli człowiek chciałby, by jego życzenie się
spełniło,
musi to życzenie wyjść z jego ust w postaci słów. Jeśli bowiem prośby
jego
nie wyjdą z ust, prośby nie są prośbami, a życzenia nie są życzeniami.
Jak słowa jego wyjdą spomiędzy warg, natychmiast przechodzą przez Eter,
unoszą się i zamieniają w głos. I słowa te przyjęte będą przez tych,
przez
których powinny być przyjęte. (Chodzi tutaj rzecz jasna o "władców
skrzydeł",
jak określa "Zohar" wszystkie urządzenia związane z nadawaniem i
odbieraniem
na odległość)".
Jako niewykształcony technicznie naród, nie mogli
Izraelici
widzieć różnicy między łącznością za pomocą radia a wizjami czy snem. W
Biblii jest mowa o królu Saulu, który pytał o radę Pana. Ale ten nie
odpowiadał
"ani we śnie, ani przy pomocy światła, ani przy pomocy proroctw". Józef
Flawiusz, historyk z I wieku naszej ery, pisze że plakietki na
piersiach
Wielkiego Kapłana błyszczały niezwykłym światłem kiedy lud wyruszał na
wojnę. Było to dowodem, że Bóg obiecał swoją pomoc. Wiadomo, że wiele
urządzeń
elektrycznych, i to nawet bardzo prostych, zaopatrzonych jest w
żarówkę,
która zaczyna świecić, gdy się to urządzenie włącza.
Zwyczaje i obrzędy
Jednym z obrzędów, które obowiązują w czasie
żydowskiego
święta Jom Kippur, jest smarowanie wielu przedmiotów oliwą.
Namaszczanie
za pomocą oliwy, dość powszechny w naszym kręgu kulturalnym obrządek,
wywieść
można bez trudu z techniki. Wiadomo nam przecież, dzieciom wieku maszyn
i motoryzacji, jak ważną rzeczą w funkcjonowaniu różnych urządzeń jest
należyte smarowanie. Kapłani mieli za zadanie troszczyć się o
utrzymanie
maszyny w jak najlepszym stanie i czystości, to znaczy smarować ją, do
czego wystarczyło przecieranie szmatką nasiąkniętą oliwą. Otóż ten
właśnie
zwyczaj wszedł na stałe do rytuału Jom Kippur. W świątynii, podczas
Dnia
Pojednania, Wielki Kapłan okrywał się białym, czystym płótnem,
wstępował
do Przenajświętszego i po jakimś czasie wychodził stamtąd całkowicie
pomazany
oliwą. Tak, jak powiedziane jest w Biblii:
"I pomażecie nią (oliwą) przybytek świadectwa i skrzynię
Testamentu".
Teologowie żydowscy podają, że Jom Kippur oznacza "dzień
oczyszczenia"
Izraela z grzechów. Prawdziwe zaś znaczenie tego święta związane było
przypuszczalnie
z "dniem czyszczenia" maszyny... Szmatką zanurzoną w oliwie...
Wielki Kapłan wchodzący do Przenajświętszego
miał przymocowany do nogi łańcuch. Jakie było zastosowanie tego, co
najmniej
niezwykłego elementu ? Otóż, jak podaje Józef Flawiusz, chodziło o to
by
móc Wielkiego Kapłana wyciągnąć za nogi z Przenajświętszego, gdyby
został
tam raniony (porażony?) albo zabity (!). Niezwykłe środki ostrożności !
My, znający zawartość arki przymierza, która znajdowała się w
Przenajświętszym,
my którzy wiemy że maszyna ta czerpała energię z reaktora jądrowego -
doskonale
rozumiemy, co za niebezpieczeństwo zagrażało Wielkiemu Kapłanowi.
A oto inny zwyczaj. Chodzi o nader ważny w
mozaistycznym obrzędzie religijnym nakaz jedzenia w dni Wielkanocy -
macy.
Otóż rzecz może nie tyle w obowiązku spożywania macy, ile w zakazie
jedzenia
pieczywa wypiekanego przy wykorzystaniu drożdży i w nakazie usunięcia z
każdego domu żydowskiego, z każdego zakątka wszystkiego, co z drożdżami
jest związane. Tak jakby z tej strony groziło jakieś specjalne
niebezpieczeństwo.
I rzeczywiście, kiedyś ono groziło. W procesie biologicznym, jakim była
produkcja manny, wszelkie najdrobniejsze nawet zanieczyszczenie tego
procesu,
na przykład przedostanie się drożdży do hodowli chlorelli czy do części
maszyny, gdzie następowało przetworzenie chlorelli w mannę - mogło
grozić
jeśli nie poważną katastrofą, to w każdym razie załamaniem się
produkcji.
Temu miało zapobiec jak najbardziej skrupulatne usuwanie drożdży z
miejsc
znajdujących się w pobliżu maszyny.
Losy arki i maszyny
Arka przymierza, która wraz z ludem Izraela zawędrowała do
Ziemi Obiecanej, umieszczona została w miejscowości Silo. Maszyna nie
produkowała
już manny, a Biblia przestaje interesować się arką. Niemniej sądzić
należy,
że pozostała ona w roli niezwykłej relikwii, będącej widomym symbolem
opieki
Nieba - Kosmosu - Pana - Jahwe nad Izraelem. W wojnie, jaką prowadzili
Żydzi z Filistynami, po jednej z przegranych bitew, postanowili starsi
Izraela użyć arki, jako broni, broni ostatecznej, przeciw wrogowi.
Sprowadzono
więc arkę do obozu. Ale niestety i ta broń nie pomogła ludowi Izraela.
Filistyni pobili Żydów i, co gorsza, zdobyli arkę. Arkę w tryumfie
sprowadzno
do miasta Asdod. Ale był to ostatni, radosny dla Filistynów moment...
Później
bowiem jedno nieszczęście zaczęło spadać na nich za drugim. szerzyć się
zaczęły epidemie, przede wszystkim epidemia wrzodów i obrzęków.
Przeniesiono
arkę z Asdod do innej miejscowości, ale i tam zaczęły szerzyć się te
same
choroby. Biblia uznaje te wydarzenia za ewidentny cud, ale my, dzieci
wieku
atomowego, znając treść książki Sassoona i Dale'a domyślamy się, że to
nie cud, ale najprawdopodobniej wynik promieniowania radioaktywnego.
Maszyna
czerpała swoją energię z reaktora jądrowego, który był jeszcze przez
setki
lat groźny dla istot żywych, i to nawet wtedy gdy nikt już o prawdziwej
funkcji arki nie pamiętał. Filistyni, w przeciwieństwie do kapłanów
Izraela,
nie umieli się z tak groźnym obiektem obchodzić. Nieopatrznie dotykali
go rękami, nic więc dziwnego, że zaczęli chorować, a chorobę ich łatwo
możemy dzisiaj rozszyfrować. Filistyni załadowali więc arkę na wóz
zaprzęgnięty
w dwa woły (zwykła dębowa skrzynia nie potrzebowałaby takiego zaprzęgu)
Woły same przekroczyły granicę oddzielającą Filistynów od Izraela i
zatrzymały
się dopiero w miejscowości Betszemesz. Tam arką zainteresowali się
miejscowi
chłopi. Ale i oni nie zachowali oczywiście odpowiednich srodków
bezpieczeństwa.
W rezultacie siedemdziesięciu z nich z miejsca zginęło. Ci, którzy się
uratowali, nie ośmielili się arki dotknąć i czym prędzej zażądali
przybycia
fachowców w obsłudze maszyny, to jest kapłanów. Kapłani zabrali arkę do
miejscowości Kiriat-Jarim gdzie prawdopodobnie stała ona w całkowitym
zapomnieniu
przez lat trzysta. Z innych źródeł wynika że wtedy zainteresowano się
nią
i przechodziła przez jakiś czas z rąk do rąk by ostatecznie zniknąć bez
śladu. Miejsce jej obecnego pobytu nie zostało dokładnie określone w
znanych
dziełach historycznych.
Dlaczego i kto?
Moja hipoteza, mówiąc najogólniej, zasadza się na
przypuszczeniu,
że Żydzi zostali tu użyci w charakterze królika doświadczalnego,
wybrani
zostali do wielkiego eksperymentu. Sądzę, że bliskie prawdy jest
założenie,
iż podobna maszyna wytwarzająca produkt żywnościowy, wcale do tego
czasu
nie była podczas lotów kosmicznych używana. Stanowiła niejako wynalazek
zupełnie świeży, wynikający być może z faktu, że z chlorellą i jej
niezwykłymi,
z punktu widzenia podróży w kosmos, własnościami, nieznani
przedstawiciele
pozaziemskiej cywilizacji zetknęli się na naszej planecie w tym właśnie
czasie. Nie można przecież wykluczyć, iż ten rodzaj zielonych alg był
produktem
ewolucji naszej tylko, ziemskiej przyrody. Nic więc dziwnego, że kiedy
zrozumiano jak wielkie usługi oddać może w produkcji wysokokalorycznego
środka odżywczego, postanowiono rzecz całą wypróbować konstruując
odpowiednią
maszynę i przekazując ją Mojżeszowi, jako odpowiedzialnemu za cały
eksperyment.
A gdyby okazało się, że maszyna ( i chlorella) zdają egzamin - można by
wypróbowany produkt bez ryzyka zastosować podczas dłuższych lotów
kosmicznych.
Jeśli moje przypuszczenie jest słuszne, to wypróbować należało ten
środek
w sposób jak najbardziej naukowy. To znaczy sprawdzić należało, jak
stosunkowo
duża grupa ludzi zniesie długotrwałe jednostajne odżywianie się
wyłącznie
tym produktem, bez dodatkowego konsumowania innych naturalnych środków
żywności. Czyli innymi słowy, jak ludzie zniosą wyłącznie odżywianie
się
chlorellą przerobioną na to, co Biblia nazywa manną.
Zastanówmy się, jak postąpiłoby dzisiaj grono uczonych,
gdyby przyszło im przeprowadzić podobny eksperyment? Z pewnością
wykorzystaliby
do tego celu najbardziej do człowieka zbliżone istoty -
najprawdopodobniej
jakieś małpy człekokształtne. Oczywiście, podobny eksperyment musiałby
trwać jakiś czas, dłuższy czas, rzecz jasna.
Jeśli teraz napiszę, że kosmici sprzed 33 wieków,
dokonując
podobnego doświadczenia wybrali do tego celu lud Izraela, to każdy z
Czytelników
będzie miał prawo zapytać: dlaczego właśnie owa grupa Żydów poddana
została
eksperymentowi i dlaczego to na naszej planecie eksperyment ten został
przeprowadzony?
Zacznę od pytania drugiego. Wychodzę z założenia (
podzielanego
zresztą przez Sassoona i Dale'a ), że planeta nasza była kosmitom,
gościom
z kosmosu dobrze znana. Wszystko wskazuje , że interesowali się nią od
dawna i od dawna skutecznie interweniowali w jej losy i w jej rozwój.
3300
lat temu dobrze byli zorientowani, by wiedzieć ( to już odpowiedź na
pytanie
pierwsze ), że grupa istot rozumnych (mimo wszystko za takie ich
uważano)
bardzo dobrze nadaje się do przeprowadzenia doświadczenia mającego
wykazać,
jaki jest wpływ jednostajnego, sztucznego i długotrwałego odżywiania na
organizm, tak bardzo zbliżony (prawdopodobnie) do ich własnego.
Istoty, na których można było przeprowadzić tak ważny
masowy i długotrwały eksperyment musiały odznaczać się wieloma ważnymi
cechami. Przede wszystkim musiały byc wystarczająco inteligentne, by
się
należycie obchodzić z tak delikatną maszyną, no i niektóre z nich
powinny
być wdrożone do manipulowania pewnymi prostymi mechanizmami, która to
umiejętność
zapewniała przynależność do warstwy kapłanów egipskich (Mojżesz).
Następnie
istoty te powinny charakteryzować się pewną czystością rasową, by
różnice
zachodzące pomiędzy poszczególnymi jednostkami nie wypaczyły
doświadczenia.
( I dzisiaj biologowie postępują tak samo, gdy do pewnych doświadczeń
wybierają
myszy, szczury czy świnki morskie tego samego szczepu i miotu ).
Tymi wszystkimi zaletami odznaczali się Żydzi. Byli
wystarczająco
inteligentni, a znajdując się w niewoli egipskiej zachowali swoją
odrębność
rasową i etniczną. Ponadto uciekając z Egiptu powinni byli okazać
zdyscyplinowanie
niezbędne zarówno w chwili zagrożenia, jak i wobec perspektywy
osiągnięcia
Ziemi mlekiem i miodem płynącej.
No i tak też się stało ( jak przypuszczam ). Umiejętnie
wyprowadzono Żydów z niewoli egipkiej, przeciągając całą historię, jak
w "suspensie" filmowym, przez dziesięć plag i dramatyczne przejście
przez
Morze Czerwone. Sam zaś eksperymentator - Pan - pojawił się we własnej
osobie na górze Synaj, by przekazać swoje polecenia niewątpliwie
genialnemu
przywódcy, jakim był Mojżesz.
Ale to oczywiście jeszcze nie wszystko. Po to, by
doświadczenie
przebiegało czysto i sprawnie, musiano otoczyć je zakazami i nakazami,
których przestrzeganie powinno było zapewnić wysoką jakość
doświadczenia,
a których przekroczenie powinno było być jak najsurowiej karane.
A więc nie wolno było wędrującym przez pustynię odżywiać
się innymi produktami, niż ten dostarczony przez maszynę. Wszelkie
próby
żywienia się czymkolwiek innym były jak najsurowiej karane. To wszystko
przybrane zostało w szereg przykazań religijnych, nie tylko
bezpośrednio,
ale i pośrednio odnoszących się do doświadczenia.
I jeszcze jedna sprawa -arcyważna. Wobec tego, że takie
doświadczenie trwać powinno czas dłuższy, nakazuje się nieszczęsnym
królikom
doświadczalnym czterdziestoletnią wędrówkę po pustyni. Odległość między
Egiptem a Palestyną wynosi w linii prostej nie więcej niż 650
kilometrów.
A więc odległość, nawet przy tym bardzo powolnym marszu, do przebycia
dla
3000 ludzi z dobytkiem w trzy, cztery miesiące. Przy czym marsz odbywał
sie przez pustynię Synaj , gdzie wcale
nietrudno,
wbrew pozorom, o jakieś jadalne korzenie czy rośliny, mogące uzupełnić
jednostronną dietę, nietrudno nawet o jakieś zwierzęta.
Powtarzam - wszystkie te zakazy i nakazy ustalone zostały
po to, by doświadczenie przebiegało bez zakłóceń i by można było
regularnie
( tak przypuszczam ) sprawdzać, jaki jest stan zdrowia i w ogóle stan
biologiczny
istot w ten sposób odżywianych. Co więcej, czterdzieści lat - to dwa
pokolenia.
Taki okres pozwala sprawdzić, czy odżywianie się wyłącznie manną nie
wpływa
ujemnie na potomstwo, czy nie działa, powiedzmy mutagennie, czy
pokolenie
wyrosłe na pustyni jest normalne i zdolne do walki z trudami życia?
Niewykluczone zresztą, że owe czterdzieści lat można
wytłumaczyć
w inny sposób. Czy na przykład nie był to czas przebywania w kosmosie
niezbędny
dla pokonania odległości dzielącej jedną cywilizację planetarną od
drugiej,
a może jakąś cywilizację techniczną od Ziemi?
Książka Sassona i Dale'a dostarcza wystarczających
argumentów
przemawiających za słusznością mojej hipotezy, iż całe to wydarzenie -
od wyprowadzenia Żydów z Egiptu do momentu przekroczenia Jordanu, ma
charakter
doświadczenia.
Takim argumentem jest niczym innym nie dający się wyjaśnić
nakaz jedzenia wyłącznie manny i tylko manny. Takim też argumentem jest
wysunięty na pierwszy plan religijnego rytuału wielkanocnego u Żydów -
zakaz konsumowania czegokolwiek opartego na drożdżach. Drożdże musiały
być z obozu wędrujących przez Synaj Żydów usunięte; nie tylko w tym
celu,
by nie wpłynęło to na biochemiczny proces produkcji manny, ale także i
dlatego, by nie mącić klarownego przebiegu doświadczenia.
Za słusznością mojej tezy świadczy również fakt, że
maszyna
przestała nagle działać wtedy, kiedy lud Izraela przekroczył Jordan.
Nie
było to specjalnie związane z obecnością innego pożywienia, jako że nie
brak go było i przedtem, ale z faktem, że doświadczenie w tej dokładnie
chwili kończyło się.
Za słusznością tej tezy przemawia wiele innych jeszcze
argumentów, które znaleźć można w Biblii. Argumentów opowiadających o
perypetiach
wędrówki przez Synaj narodu wybranego.
Naród Wybrany ! Wybrany na
przedmiot
doświadczeń !
spis treści